piątek, 14 lipca 2017

"Światło, które utraciliśmy" - Jill Santopolo

"Światło, które utraciliśmy" od pierwszego wejrzenia urzekło mnie przepiękną okładką, którą jednak miałam wrażenie, że gdzieś już widziałam... Mnóstwo pozytywnych opinii i zachwytów nad tą książką doprowadziło do tego, że również i ja zapragnęłam ją przeczytać. Dzięki Wydawnictwu Otwartemu dostałam taką możliwość. Lecz czy historia spisana na kartkach powieści zauroczyła mnie równie mocno jak okładka? Bardzo długo zastanawiałam się, co napisać w recenzji, gdyż książka ma zarówno wiele wad jak i zalet. Jeżeli chcecie poznać końcowy werdykt, to serdecznie zapraszam do przeczytania mojej opinii.


Gabe i Lucy poznają się feralnego dnia 11 września 2001 roku, gdy w wieże World Trade Center uderza samolot. Już nigdy nic nie będzie takie jak dotychczas, a przypadkowe spotkanie na zawsze zapadnie im w pamięć. W obliczu tragedii ludzie nie postępują racjonalnie, szukają sposobu na poradzenie sobie z koszmarnym przeżyciem. Tak jest również w przypadku dwójki naszych bohaterów, którzy po kilku godzinach od poznania poddają się emocjom i przeżywają swój pierwszy pocałunek. Miłość zaczyna rozkwitać, ich związek nabiera tempa, kilkumiesięczna znajomość przeradza się w coś poważnego, para postanawia ze sobą zamieszkać. Ich szczęście jednak nie trwa długo. W dniu, gdy Lucy zdobywa nagrodę Emmy, Gabe oznajmia jej, że postanawia wyjechać na Bliski Wschód w pogoni za swoimi marzeniami. Dziewczyna staje przed bardzo ciężkim wyborem: poświęcić karierę i wyjechać za ukochanym czy odpuścić sobie miłość i skupić się na własnym rozwoju? Na co zdecyduje się Lucy? Czy Gabe będzie jej pierwszą i ostatnią prawdziwą miłością?


"Światło, które utraciliśmy", jak sam tytuł wskazuje, to historia o stracie, o wyborach, których konsekwencje ciągną się za nami przez całe życie, a przede wszystkim o wielkiej miłości. Muszę przyznać, że przez pierwsze kilkadziesiąt stron nie mogłam wciągnąć się w fabułę książki. Bardzo mocno irytowała mnie także narracja, która jest dosyć specyficzna, powieść napisana jest w formie pamiętnika głównej bohaterki, która opowiadając swoją historię kieruje słowa do ukochanego Gabriela. Nie podobało mi się również tempo rozwoju miłości dwójki postaci. Uważam, że jeśli autorka poświęciłaby więcej miejsca na bliższe zapoznanie czytelników z uczuciem, którym darzyli się Lucy i Gabe, to książka zyskałaby na wartości, a nam łatwiej byłoby zrozumieć niektóre ich wybory. 

Z bólem serca muszę stwierdzić, że nie polubiłam ani jednego charakteru literackiego przedstawionego w tej powieści. Lucy od początku wydawała mi się głupią, naiwną oraz ślepo zapatrzoną w Gabriela dziewczyną, która była w stanie poświęcić wszystko dla miłości. Denerwowało mnie, że zawsze była na każde zawołanie mężczyzny, nawet jeśli nie odzywał się do niej przez kilka miesięcy. Jeżeli chodzi o Gabe'a to był on konsekwentnie dążącym do celu człowiekiem, który nie przejmował się ukochaną oraz jej uczuciami, gonił własne marzenia, a karierę zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Jednak kiedy potrzebował Lucy oraz jej pomocy, to nagle sobie o niej przypominał. Bohaterowie są tak nieidealni, jak nieidealny jest świat, mogłoby się wydawać, że dzięki wielu wadom przypisanym im przez autorkę, zyskają oni większą sympatię u czytelników, wydadzą się bardziej ludzcy. Ja niestety mimo szczerych chęci nie mogłam polubić żadnego z nich. Delikatną słabość wzbudził we mnie jedynie Darren, który był szczerze zakochany w Lucy i który wiedział, jak powinien zachowywać się człowiek darzący uczuciem drugą osobę. 


Skupmy się teraz na zaletach książki, które niestety muszę przyznać, są przyćmione przez złe strony powieści. "Światło, które utraciliśmy" czytało mi się bardzo dobrze, pochłonęłam je w zastraszająco szybkim tempie. Mimo słabego początku po kilkudziesięciu stronach udało mi się wreszcie wciągnąć w fabułę (w tym kluczową rolę odegrał wyjazd Gabe'a) i z wielkim zaciekawieniem przekręcałam kolejne strony lektury, gdyż nie mogłam doczekać się rozwoju sytuacji. Język powieści jest lekki i przyjemny w odbiorze. A co więcej książka daje czytelnikowi pewną lekcję. Pomimo wielu porównań jej do "Love, Rosie" uważam, że historia jest na swój sposób oryginalna i przede wszystkim niebanalna. Autorka pokazuje nam życie dwóch zwyczajnych osób, które spotykają się w najmniej odpowiednim momencie - 11 września 2001 roku. Do tego dnia bohaterowie będą wracać w swoich najlepszych, a zarazem najgorszych wspomnieniach. Coś się wtedy skończyło, ale wiele rzeczy się zaczęło, tak jak miłość Lucy i Gabe'a. Podobało mi się osadzenie powieści w tych czasach, Jill Santopolo uświadomiła mi, że historia ma wielkie znaczenie dla naszego życia, kształtuje je w pewnym stopniu oraz wpływa na nasze wybory i decyzje. Powieść na pewno na długo zapadnie mi w pamięć, wzbudziła ona we mnie wiele emocji, zarówno tych złych jak i dobrych. A podobno dobra książka to taka, którą czytelnik przeżywa całym sobą, a tak było ze mną podczas czytania 'Światła, które utraciliśmy".

Podsumowując, mimo wielu wad uważam, że "Światło, które utraciliśmy" jest warte przeczytania. Polecam zapoznanie się z historią Lucy i Gabe'a, która zmusza czytelnika do myślenia i wysnucia pewnych wniosków. Pokazuje nam ona, jak jedna decyzja może zaważyć na naszym życiu. Ja jednak uważam, że nie ma sytuacji bez wyjścia i w każdym momencie można zawrócić i wybrać inną drogę, trzeba tylko chcieć coś zmienić. 

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Hej :) Jeśli przeczytałeś ten post, to zostaw proszę po sobie jakiś ślad, będzie mi bardzo miło i na pewno odwdzięczę się tym samym na Twoim blogu :)
Jeśli spodobały Ci się moje recenzje, to kliknij przycisk "obserwuj", aby na bieżąco śledzić moje książkowe przygody :)