Cześć! Chciałabym się dzisiaj z Wami podzielić odczuciami towarzyszącymi mi po lekturze najnowszej książki mojej ulubionej autorki Colleen Hoover- "Confess". Przeczytałam większość Jej powieści i mam swoje ulubione, ale także i te trochę mniej lubiane. Do której kategorii zaliczyłam "Confess"? Dowiecie się po przeczytaniu tej recenzji.
Na początku powieści poznajemy prawie dwudziestojednoletnią dziewczynę Auburn, która desperacko potrzebuje pracy, aby móc wytoczyć proces sądowy przeciw pewnej osobie (nazywanej przez Nią Wielką Suką). W drodze do domu wpada Jej w oko ogłoszenie, w którym ktoś poszukuje pomocnika. Bez chwili wahania odpowiada na nie. Okazuje się, że nadawcą jest pewien malarz prowadzący własną galerię, w której sprzedaje namalowane przez siebie obrazy podpisane anonimowymi wyznaniami wrzucanymi do skrzynki przy wejściu. Auburn bardzo szybko zakochuje się w nowym pracodawcy, jednak doskonale wie, że jest to miłość zakazana, której nie powinna doświadczyć. Utwierdza się w tym przekonaniu, kiedy dowiaduje się, że Owen będzie sądzony za posiadanie narkotyków. Czy ukrywana przez Niego tajemnica zmieni coś w uczuciu Auburn? Czy Owen jest dealerem, a może co gorsze narkomanem? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w najnowszej powieści Colleen Hoover.
Na "Confess" czekałam już od dawna, mimo że mam w domu angielskie wydanie, to jakoś nie kwapiłam się do jego przeczytania, wolałam poczekać na polską wersję tej powieści. Oczekiwania co do niej miałam wielkie, ale chyba tak to już jest, że kiedy czytasz kolejną z rzędu książkę tego samego autora, to za każdym razem liczysz na więcej. Czy tym razem to "więcej" dostałam? Otóż nie. Od książek Colleen Hoover zawsze oczekuję efektu "wow", czegoś, po czym nie będę mogła się pozbierać. Tym razem tak nie było. Mimo to "Confess" nie jest złym romansem, ale bardzo przewidywalnym, bez momentów zaskoczenia. Mam wrażenie, że Pani Hoover skończyły się nowe pomysły i powiela stare, z którymi mieliśmy styczność w jej poprzednich powieściach. Chociażby to, że zastosowała ten sam schemat, co w "Hopeless" i "November 9", a mianowicie na początku książki okazuje się, że Owen zna Auburn, jednak do końca nie dowiadujemy się skąd. Różnicą jest, że podczas czytania "Ugly Love" bądź "Hopeless" wylewałam morze łez z powodu ludzkiego cierpienia, natomiast na "Confess" zdarzyło mi się uronić kilka kropel, aczkolwiek na tych dobrych momentach, kiedy autorka opisywała idealną i prawdziwą miłość pomiędzy bohaterami.
Skupmy się teraz na nich. Po przeczytaniu innych recenzji okazało się, że wiele osób nie polubiło Auburn, która według nich była naiwna i zamiast coraz bardziej zbliżać się do osiągnięcia swojego celu, to oddalała się od niego. Osobiście muszę się z tym nie zgodzić. Bohaterka jest mi bardzo bliska i rozumiem jej postępowanie. Jestem pewna, że na jej miejscu zachowywałabym się tak samo, próbując na wszelkie sposoby zbliżyć się do najważniejszej osoby w życiu. Nie chcę zdradzać szczegółów i psuć Wam niespodzianki z odkrywania kolejnych stron książki, dlatego piszę tak tajemniczo. A czy mam jakieś zastrzeżenia co do męskiego bohatera, Owena? Moim zdaniem był zbyt pewny siebie i momentami nie rozumiałam Jego zachowania.
Co do języka, to jest prosty z występującymi czasem wulgaryzmami (co w tych czasach już chyba nikogo nie dziwi), Książkę czyta się szybko, jest przyjemna w odbiorze. Chociaż muszę przyznać, że przez pierwszą połowę nie mogłam się w nią wciągnąć i jej czytanie szło mi opornie, to w drugiej połowie, kiedy już trochę wczułam się w historię Auburn i Owena, pochłonęłam ją w dwie godziny. To, co mi się podobało, to wyznania, które autorka umieściła w książce. Dla kolekcjonerów cytatów będą one idealne. Mnie w pamięć zapadł przede wszystkim jeden: "Zawsze będę Cię kochał, nawet kiedy nie będę już mógł."
Podsumowując, jak pewnie zdążyliście się zorientować, nie zaliczę "Confess" do ulubionych książek Colleen Hoover. Może jakbym ją przeczytała wcześniej, to miałabym trochę inne zdanie, ale teraz już nie ma co polemizować. Wiem, że wielu z Was ta pozycja bardzo się spodoba, życzę Wam, abyście znaleźli w "Confess" ukryte przesłanie, którego ja niestety nie znalazłam. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak odpocząć od tego gatunku książek i od Pani Hoover. Wrócę do jej twórczości w październiku po premierze "It ends with us". I teraz już mogę powiedzieć, że bardzo dużo od niej oczekuję, gdyż podobno jest najlepszą powieścią tej autorki. A Wy czytaliście "Confess"? Jeśli tak, to możecie podzielić się odczuciami w komentarzu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Hej :) Jeśli przeczytałeś ten post, to zostaw proszę po sobie jakiś ślad, będzie mi bardzo miło i na pewno odwdzięczę się tym samym na Twoim blogu :)
Jeśli spodobały Ci się moje recenzje, to kliknij przycisk "obserwuj", aby na bieżąco śledzić moje książkowe przygody :)