Większość z Was zapewne czytała, a na pewno słyszała, o "Dziewczynie z pociągu" - głośnym debiucie literackim Pauli Hawkins. Książka podzieliła czytelnicze społeczeństwo na jej wielkich fanów oraz zagorzałych przeciwników. Ja uplasowałam się pomiędzy, gdyż thriller całkiem mi się podobał, nie była to książka najwyższych lotów, ale również nie zaliczyłabym jej do najsłabszych. Dlatego, gdy dowiedziałam się o premierze nowej powieści Pauli Hawkins, byłam bardzo ciekawa, co tym razem pokaże Nam autorka, czy zaskoczy czytelników oryginalnymi pomysłami, czy powieli schemat z "Dziewczyny z pociągu". Jeśli chcecie się dowiedzieć, jakie wrażenie wywarły na mnie "Zapisane w wodzie", to przeczytajcie recenzję do końca.
W małym miasteczku Beckford w Anglii dochodzi do kolejnego samobójstwa w miejscu przez miejscowych nazywanym Topieliskiem ze względu na dużą ilość tajemniczych śmierci młodych kobiet. Tym razem ze skały rzuciła się Danielle Abbott, która nie cieszyła się dobrą sławą wśród tutejszych mieszkańców, gdyż przyjechała do Beckford w celu spisania historii żyjących tu osób i rozwiązania zagadki tajemniczych samobójstw. Od dziecka fascynowało ją Topielisko, dlatego jej siostra Jules, która również zawitała do małego miasteczka, nie może uwierzyć, że Nel wybrała akurat to miejsce na pożegnanie się ze swoim życiem. Co więcej, córka zmarłej kobiety, Lena, wie więcej, niż jest w stanie zdradzić ciotce i policji. A posiadane przez nią informacje mogą okazać się kluczowe do rozwiązania zagadki.
"Zapisane w wodzie" od początku urzekły mnie przepiękną okładką. Gdy ją zobaczyłam, obudziła się we mnie okładkowa sroka, która krzyczała "musisz ją mieć". Do tego promocja w Biedronce od razu po premierze i książka była moja. Bardzo kusiło mnie, żeby szybko ją przeczytać, gdyż sam opis wydał mi się intrygujący, więc nie czekała długo na półce na swoją kolej. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy to ogromna ilość bohaterów, z perspektywy których były napisane rozdziały. Wymagało to ode mnie dużego skupienia, aby zapamiętać kto jest kim i z czyją śmiercią ma powiązania. Jednak nie uważam tego za złą stronę książki, autorka zmusza czytelnika do myślenia i zaangażowania się w stworzoną przez siebie historię. Aczkolwiek prawdą jest, że zamiast skupić się na charakterze, przeżyciach i emocjach jednego bądź dwóch bohaterów, poznajemy ich kilkunastu, ale dosyć powierzchownie. Co więcej autorka zadbała, aby żadna z postaci nie wzbudziła naszej sympatii. Nie ma w książce osoby, którą dałoby się polubić. Wszyscy skrywają swoje tajemnice i mają za sobą ciężką przeszłość, która zamiast wzbudzać w czytelniku współczucie, to wywołuje złość. Przynajmniej ja miałam wrażenie, że Paula Hawkins na siłę stara się obarczyć swoich bohaterów jak największą ilością problemów, z którymi nie mogą sobie poradzić. Autorka podobnie jak w "Dziewczynie z pociągu" zasypuje Nas wieloma opisami, w początkowych rozdziałach liczbę dialogów możemy policzyć na palcach jednej ręki. Mimo to thriller czyta się naprawdę szybko, a pisarka wie, jak zbudować napięcie i sprawić, aby czytelnik nie chciał odłożyć książki na bok.
Moim zdaniem powieść miała ogromny potencjał, ilość tajemnic i zagadek jest olbrzymia, na pewno nie będziemy się nudzić w trakcie czytania. Ale dlaczego użyłam czasu przeszłego? Dlatego, że zakończenie totalnie mnie rozczarowało. Zawsze czytając kryminały bądź thrillery z zapartym tchem przewracam każdą stronę książki, aby jak najszybciej dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi, snuję mnóstwo teorii spiskowych, które na samym końcu oczywiście okazują się nieprawdziwe, a zakończenie jest tak zaskakujące, że nie ma żadnych szans, abym kiedykolwiek na nie wpadła. Jednak w przypadku "Zapisanych w wodzie" tak nie było. Autorka od połowy powieści dawała czytelnikowi wyraźne znaki i sygnały na to, kto zabił. Byłam przekonana, że na końcu będzie punkt zwrotny i wszystko okaże się nie tak oczywiste, jak było od samego początku. Ale niestety, Paula Hawkins zupełnie pominęła element zaskoczenia w swojej książce, poprowadziła czytelnika za rękę od samego początku do końca nie dając mu pola do popisu i szansy na użycie własnej wyobraźni. Dlatego nazwanie "Zapisanych w wodzie" thrillerem to według mnie małe niedopowiedzenie, bardziej zaliczyłabym je do literatury obyczajowej i myślę, że pisarka lepiej sprawdziłaby się w powieściach z tego gatunku.
Ostatecznie oceniłam książkę na trzy gwiazdki z pięciu na portalu Goodreads, co jest oceną niższą, niż ta, którą dałam "Dziewczynie z pociągu" (cztery gwiazdki). Gdyby nie zakończenie, powieść bardzo by mi się podobała, jednak widać, że Pani Hawkins nie jest jeszcze doświadczoną pisarką i długa droga przed Nią, aby osiągnąć pisarski majstersztyk.
Podsumowując, nie mogę obiecać, że książka Wam się spodoba, chociaż wiem, że ci, którzy nie byli zachwyceni "Dziewczyną z pociągu", mają bardzo dobre zdanie o "Zapisanych w wodzie". Dlatego, jeśli chcecie, to sami przekonajcie się, jak Paula Hawkins poradziła sobie tym razem. Ja o Jej nowej powieści na pewno szybko zapomnę, dlatego że nie wywarła na mnie oczekiwanego wrażenia i nie ma w niej nic wartościowego, o czym trzeba pamiętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Hej :) Jeśli przeczytałeś ten post, to zostaw proszę po sobie jakiś ślad, będzie mi bardzo miło i na pewno odwdzięczę się tym samym na Twoim blogu :)
Jeśli spodobały Ci się moje recenzje, to kliknij przycisk "obserwuj", aby na bieżąco śledzić moje książkowe przygody :)